środa, 7 stycznia 2015

Wyspa na prerii - Wojciech Cejrowski

Nie śledzę jakoś specjalnie poczynań W.C., dlatego książka napadła na mnie całkiem z zaskoczenia podczas zakupów w galerii handlowej. Kupiłem. Ogólnie uważam, że można odpuścić sobie oglądanie jego programów, śledzenie kontrowersyjnych wypowiedzi, można się nie zgadzać z radykalnie religijnym podejściem do życia, ale jego książki przeczytać po prostu trzeba.



Co to: Książka podróżnicza... Tak jakby.  No bo wielkiej podróży tu nie ma, ot po prostu autor zamieszkał w Arizonie. Można zatem stworzyć nowy gatunek: literatura tubylcza. Wszak opisuje swoje przeżycia wśród tubylców.

Co autor miał na myśli: Wojciech Cejrowski posiada dom w Arizonie. Po wielu latach nieobecności postanawia w nim zamieszkać. Dom, to klasyczny "domek na prerii", z dala od wszelkiej cywilizacji. Siadając autorowi na ramieniu razem z nim uczymy się życia wśród Amerykanów. Życia niezwykle ciekawego, pełnego pułapek i niespodzianek, nierzadko śmiertelnie groźnych.
Jako że W.C. to bardzo dobry gawędziarz, to historia jest opowiedziana ciekawie i z polotem. Tak mniej więcej od połowy, bo do tego momentu jakoś strasznie zamula. Jeśli przetrwamy ten nieciekawy czas lektury, to zaczyna się OPOWIEŚĆ jakich mało. Wszystko z pozycji człowieka, który sprowadza się do obcego miejsca, musi założyć prąd w domu, coś jeść, pić, kupić choinkę, no bo święta idą. Poznaje sąsiadów, zakłada trawnik, idzie na potańcówkę. Wszystko to niby proste, a jednak tak całkowicie inne niż u nas. Inne, a zarazem normalne. Kolejne strony pokazują nam prostotę życia przeciętnego Amerykanina, ale nie prostotę "prostaka", ale człowieka, który żyje normalnie w normalnym kraju. W kraju, w którym jeśli chcesz zmienić nazwisko, to po prostu to robisz, a urzędnika widzisz tylko w razie niesamowitego zbiegu okoliczności. Bo tutaj kraj jest dla Ciebie, a nie na odwrót. Z upływem kolejnych stron zdajemy sobie sprawę, jak nienaturalnym i chorym organizmem jest Unia Europejska i jak Europejczyk potrafi sobie wszystko skomplikować.

Co zachwyca: Rewelacyjnie ukazany obraz życia w U.S.A. Jako że sam tam nie byłem, muszę wierzyć autorowi na słowo, ale jeśli jest jak W.C. pisze, to ja chce do Ameryki.

Co przeszkadza: Czasem trudno uwierzyć, że to wszystko prawda... No i początek książki jest dość toporny.

Warto?: Koniecznie. Całkowicie inna lektura niż "Gringo..." czy "Rio Anaconda", jednak warta każdej wydanej na nią złotówki.



Bonus: Mam na rozkładówce dwie kolejne książki o Ameryce: "Wałkowanie Ameryki" i "Ameryka po kawałku" autorstwa Marka Wałkuskiego, zatem w najbliższych tygodniach będzie małe porównanie dwóch spojrzeń na U.S.A. Pisane z dwóch całkowicie różnych perspektyw, przez dwóch całkowicie innych ludzi, a jednak tak podobne... Coś w tym musi być.
Warto wspomnieć, że książka jest pięknie wydana. Rewelacyjna oprawa graficzna, papier wysokiej jakości. Dodatkowo bogato ilustrowana fotografiami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz