sobota, 10 stycznia 2015

Gniew - Zygmunt Miłoszewski

Nienawidzę Zygmunta Miłoszewskiego za to, że wywindował polski kryminał na poziom światowy, a następnie go porzucił. Poza tym to spoko gość!


Można zaryzykować, że to kryminał. Jednak niejeden "wielki pisarz jedynie słusznej literatury obyczajowej" oddałby swoją rękę za taki talent w opisywaniu ludzi, zwyczajów i szarej codzienności zwykłych miast, jakim obdarzony został Miłoszewski. Tutaj mamy do czynienia z dziełem, które przy okazji kryminału pokazuje nam Polskę taką jaką jest. Bez różowych okularów, ale i bez szarego filtru.

Co to: Kryminał, którego akcja rozgrywa się w Olsztynie. Trzecia część trylogii o prokuratorze Teodorze Szackim (poprzednie to "Uwikłanie" i "Ziarno prawdy") dotyka tematu przemocy w rodzinie i gniewu ludzkiego samego w sobie. Jednak jeśli ktoś się spodziewa wynurzeń na temat pijaków bijących swoją żonę za zbyt słoną zupę, będzie mocno zaskoczony. Przypadki, z jakimi spotykamy się w "Gniewie" są różne, nieraz zmuszające nas do refleksji nad samym sobą, ale i do tego, czy aby nie przyjrzeć się sąsiadowi z naprzeciwka.

Co autor miał na myśli: Szacki mieszka obecnie w Olsztynie i wraz z nim schodzimy do podziemnego schronu, aby przyjrzeć się odnalezionemu przez policję szkieletowi. W Olsztynie mówią na to "odfajkować Niemca", bo szkielet najpewniej pochodzi z czasów II Wojny Światowej. Jak zagadka może się wiązać z takim archeologicznym znaleziskiem? Oj może. Tradycyjnie nie uchylam nawet rąbka fabuły, żeby nie psuć zabawy. Jednak zagadka kryminalna jest bardzo ciekawa, szukamy nie tylko zabójcy ale i motywu. Autor zgarnął to co najlepsze z innych podgatunków kryminału: z Norwegii pogodę, z Ameryki brygadę z serialu "Bones", jednak zrobił to w tak sprytny sposób, że nic mu nie można zarzucić. Niech jednak wstrzyma się ten, kto pomyśli, iż oskarżam autora o plagiaty. Nic z tych rzeczy. Wszystko jest bardzo "Miłoszewskie".

Olsztyn jest pokazany wyśmienicie i zaraz po lekturze planujemy wyprawę do perły Warmii. Dostajemy do ręki swoisty przewodnik po mieście i podobnie jak to było w przypadku Sandomierza w poprzedniej części cyklu, zapoznajemy się faktami, o których mieszkańcy przyjezdnym nie wspominają. Wiem co mówię, bo chociaż Olsztyna jeszcze nie wizytowałem, to jestem mieszkańcem Sandomierza, zatem wierzę autorowi bezwzględnie. I to uwielbiam w Miłoszewskim, że czytając jego książki wierzymy mu i już. Bezapelacyjnie. Nie biegamy do słowników, Google i tym podobnych, po prostu skoro autor napisał, że w restauracji "Staromiejskiej" warto zjeść kołduny w rosole, to po przyjeździe do Olsztyna tam skieruję swe kroki. Amen.

Wysłuchałem wywiadu udzielonego przez autora dla Radia Olsztyn (link na końcu wpisu) i polecam się z nim zapoznać (po lekturze). Pokazuje, że dystans do samych siebie olsztynianie jednak mają.
No dobra, kryminał kryminałem, ale co po za tym? Humor. Książka jest zabawna i wybuchy śmiechu gwarantowane. Mnóstwo celnych, śmiesznych opisów, zabawy słowem jak i niezwykle celnych obserwacji. Wszystko podane z klasą i wyczuciem.

Dodatkowo kronika codzienności, czyli opis systemu sygnalizacji świetlnej Olsztyna (niesamowity!), ohydnej architektury powojennej, czy krótki esej na temat płyty paździerzowej, to wszystko zachwyca i tego w innych kryminałach się nie spotyka.

Co zachwyca: To po prostu zajebista książka. Wszystko jest takie jak być powinno. Zachwyca humor, rewelacyjne opisy miasta i treść w ogóle. Nie ma żadnej "gry na czas" czy "płacą mi od słowa".

Co przeszkadza: Sporo osób narzeka na zakończenie, mi osobiście się podobało. Przeszkadzają natomiast nazwiska niektórych bohaterów. Przypomina mi to starania nowobogackich rodziców w wymyślaniu jak najbardziej porąbanego imienia dla swojego dziecka.

Warto?: Książka jest obowiązkową pozycją dla każdego czytelnika. Nie lubisz kryminałów? Nie przejmuj się, kryminał to jedynie 50% zawartości. Nie będziesz żałował. Mogę tutaj śmiało zareklamować książkę hasłem: "jak nie przeczytasz toś dupa!"



Bonus: Zygmunt Miłoszewski jest w Polsce autorem niespotykanym. Pisze książki dopracowane, nie patrząc na gatunki. Z Szackiego pewnie mógłby żyć długo i szczęśliwie produkując kolejne części, jednak porzuca taką drogę głośno oznajmiając, że to skończona trylogia. W dodatku kryminał schodzi na psy, więc on napisze coś innego. W czasach, gdy fascynacja kryminałem jest znowu modna. Jest taki jeden pisarz, który zapowiadał koniec swojej wielkiej serii, a jednak pokusił się o kontynuację po wielu latach. Książka wyszła mierna, ale hajs się pewnie zgadza. Oby tutaj nie było podobnie.
Kolejną sprawą jest fakt, że jego książki są cholernie dobre. Od początku do końca napisane z równym poziomem.
I jeszcze jedno: nie zależy mu na ich filmowaniu, co wiele razu podkreślał w wywiadach.

Link do wywiadu z autorem dla Radia Olsztyn:




2 komentarze:

  1. Może nie pisać już o Szackim, byleby nie porzucił kryminałów/thrillerów. Bo jak dla mnie w Gniewie jest coś i z thrillera.
    Moja ocena: 9.9/10 :) (nie przeszkadzają mi wydumane nazwiska)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do tego, co teraz będzie pisał, to powrócę do "Bezcennego". Ludzie się czepiają tej pozycji, ale to wina czytelnika, nie książki. W Polsce pokutuje opinia, że pisarz powinien być zaszeregowany, jak piszę kryminały, to niech tak zostanie. Jeśli stworzy nagle coś innego, sam to potraktuje z przymrużeniem oka, to już pojawiają się opinie typu: nie wybaczę Miłoszewskiemu "Bezcennego". Więcej luzu, ludzie... Z niecierpliwością czekam na nową książkę piewcy sandomierskiej rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń