Oto kryminał. Norweski. Skandynawski. Do bólu norweski. Do
bólu skandynawski. Można powiedzieć, że jest to tak norweski kryminał, że aż
skandynawski.
Co to: Kryminał norweski.
Powtarzam się, wiem. Jednak od samego początku jest wszystko zgodnie z
norweskim wzorem: zimno, ciemno i do domu daleko. Wszystko jest klasyczne: jest
trup (a nawet dwa), jest policjant, jest dziennikarka. Jest śnieg. Są zaspy.
Jest ciemno. Ciągle pada śnieg. Tworząc zaspy. Które trzeba odśnieżać. A potem
znowu pada śnieg...
Co autor miał na
myśli: Komisarz William Wisting rozwiązuje zagadkę śmierci człowieka
znalezionego pod choinką. W śniegu. Jego córka natomiast pisząc artykuł o
samotności drąży sprawę zgonu w jej sąsiedztwie. Samotny człowiek zostaje
znaleziony w swoim fotelu przed włączonym telewizorem kila miesięcy po swojej
śmierci. Dzielnie walcząc ze śniegiem, śliskimi drogami i zaspami dociekliwa i
marznąca dziennikarka powoli łączy fakty. Równoległe jej ojciec chuchając w
ręce i brnąc przez zwały śniegu tropi mordercę. Aha, dodatkowo jednym z
głównych bohaterów jest samotność. Jak by komuś było mało śniegu.
I tak sobie tropią i dociekają. Ot, skandynawski kryminał.
Żadnych dowcipów, szalonych postaci, nawiązań popkulturowych. Jest trup, jest
policja, jest śledztwo, jest finał. Jest śnieg.
Co zachwyca: Jak
to u Skandynawów: niby nic a jednak wciąga. Mimo dość prostego scenariusza,
schematyczności i mało wartkiej akcji czyta się dobrze. Taka to cecha pisarzy
norweskich. Czytamy aż tu buch! - koniec.
Co przeszkadza: Norweskość.
Serio, bohaterowie odśnieżają większą ilość śniegu niż warszawski Zarząd
Oczyszczania Miasta w ciągu zimy stulecia. Po lekturze dziwimy się, że ci
Norwegowie jeszcze się sami nie powybijali jak lemingi. Taka tam depresja.
Warto?: Dla fanów
kryminałów skandynawskich pozycja obowiązkowa. Dla fanów kryminałów dobra
książka. Dla pozostałych nic ciekawego.
Bonus: Zadziwiający
jest w Polsce fakt uwielbienia dla autorów z mrocznej północy.
"Skandynawski kryminał" brzmi niemal magicznie, jak niemiecka solidność,
francuskie wino, szwajcarski bank, ruska mafia. Przeczytałem kilka i oprócz
pierwszej części cyklu "Millenium" Stiega Larssona nic mnie na kolana
nie powaliło. Będzie jeszcze u mnie kilka recenzji książek Jo Nesbø czy Camili Läckberg, więc będzie sporo okazji do
dyskusji.
"Jaskiniowiec" to kryminał 2012 roku w Norwegii, o
czym dumnie zawiadamia wydawca na okładce, tytułując autora "nowym Jo Nesbø". Choćby z tego powodu warto po książkę sięgnąć, żeby
dowiedzieć się czy tak aby jest na pewno. Ale nie radzę zaczynać przygody z
kryminałem od tej właśnie książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz