Naród, który nie szanuje swojej
historii, będzie się musiał uczyć cudzej. Unia Europejska uporczywie stara się
pozbawić nas tożsamości narodowej, idzie Jej to całkiem nieźle. Lekcje historii
w szkole są redukowane do minimum, a literatura historyczna kojarzy się nam tylko
z wypocinami Sienkiewicza, każdy kto nazwie siebie patriotą od razu jest
uznawany za faszystę i antysemitę. Co
zatem przeżywa czytelnik, któremu całkiem przypadkiem wpadną w ręce
"Galeony wojny" lub "Samozwaniec" Jacka Komudy? Szok i
niedowierzanie. O naszej historii, pięknej i pełnej dramatycznych przeżyć,
wzniosłych chwil jak i wstydliwych upadków autor pisze w sposób porywający i
nie pozostawiający cienia złudzeń, kto obecnie króluje w tym gatunku w Polsce. W
czytelniku zaczyna się budzić duma z bycia Polakiem. Dziś jedna z najlepszych
książek historycznych jakie czytałem, mam nadzieję, że Was zachęcę do jej
przeczytania.
Co to: Literatura historyczna. Mocno awanturnicza i przyjemnie przygodowa.
Co autor miał na myśli: Kim był Arend Dickmann? Tak bez Wikipedii,
kto zgadnie? Założę się, że jeden na stu czytelników wie. Wstyd. Ja wiedziałem,
ale dlatego, że miłośnikiem historii jestem dość maniakalnym, inaczej ciężko by
było się z tym nazwiskiem zderzyć. Otóż był to admirał dowodzący naszą flotą
podczas Bitwy pod Oliwą. Coś tam świta? Tak, to najsłynniejsza bitwa morska w
polskiej historii, uczą o niej zdawkowo podczas lekcji historii.
Zapraszam
zatem do wysłuchania utworu, który nas wprowadzi w klimat książki.
"Galeony wojny"
przedstawiają nam postać Arenda Dickmanna, Holendra, który został admirałem
polskiej floty wojennej. Historia kończy się na bitwie pod Oliwą. Ktoś zapyta,
o czym tu opowiadać? Ano autor pokazuje, że jest o czym. Nic nie było takie
łatwe, jak się wydaje, a wojna to skomplikowana machina.
Poznajemy Złote Miasto Gdańsk z
okresu XVII wieku, mentalność ludzi w nim mieszkających i to jest jeden z
najciekawszych aspektów książki. Możemy śmiało z dziełem Komudy udać się na
zwiedzanie Gdańska i odkryć to miasto na nowo. Poznajemy rody rządzące miastem,
siłę pieniądza i koneksji rodzinnych.
Kolejnym ocierający się o fantasy
wątkiem jest Lewiatan, potwór grasujący na Bałtyku i napadający na statki
kupieckie. Bardzo fajny i ciekawy wątek wzbogacający książkę o dreszczyk emocji
towarzyszący odkrywaniu tajemnicy. Nikogo nie powinien zawieść.
Do tego atrakcje, jakich nawet
"Piraci z Karaibów" nie dostarczą: pojedynki, abordaże, bitwy
morskie, piraci, potwory i piękne kobiety... Czegóż chcieć więcej?!
Zachęcam także do zgłębienia przypisów, bo to praktycznie osobny rozdział, a zastrzyk wiedzy historycznej potężny.
Co zachwyca: O historii można pisać ciekawie i z polotem. Tutaj
mamy jasny tego przykład.
Co przeszkadza: Nomenklatura marynistyczna. Wszystkie te refy i
bukszpryty czasem powodują ból głowy.
Warto?: Dla Polaka lektura obowiązkowa.
Bonus: Zadziwiające jest, jak Polacy nie szanują swojej historii. W
szkole uczy się nas o dzielnych Spartanach, którzy zginęli walcząc z Persami. Jak
dla mnie, żadna rewelacja. Celem wojny nie jest śmierć za ojczyznę, ale
sprawienie, aby tamci skurwiele umierali za swoją.
27 czerwca 1581 roku,
niespełna 200 husarzy z roty Marcina Kazanowskiego, przez 7 godzin broniło
Mohylewa przed 30-tysięcznym wojskiem rosyjskim. Broniło nie na murach, ale
walcząc w otwartym polu! Gdy z pomocą przybyło im około 300 kawalerzystów
lekkiej jazdy, przegoniono nieprzyjaciela spod tego miasta. Takich przykładów
nasza historia zna więcej, pozostawiam Wam przyjemność samodzielnego odszukania
innych przykładów naszych triumfów.